Arkadij i Borys Strugaccy. Piknik na Skraju Drogi
Trzeba tworzyzh dobro ze zła bo nie ma nic innego, z czego by można Je
tworzyzh.
Robert Fenn Warren
WstJp
Fragmenty wywiadu, ktury przeprowadził specjalny korespondent Radia
Harmont z
doktorem WALENTINEM PILLMANEM, w związku z przyznaniem temu ostatniemu
Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki za 19... rok
- ... Zapewne pana pierwszym poważnym odkryciem było odkrycie tak
zwanego radiantu Pillmana?
- Nie sądzk. Radiant Pillmana to ani pierwsze, ani poważne, ani, ściśle
muwiąc, odkrycie. I w dodatku niezupełnie moje.
- Pan chyba żartuje, panie doktorze. Radiant Pillmana - te dwa słowa
zna każdy uczes szkoły podstawowej.
- Nic dziwnego. Radiant Pillmana pierwszy odkrył właśnie uczes,
niestety nie pamiktam jego nazwiska, niech pan zajrzy do "Historii
Lądowania" Stetsona, tam pan znajdzie wszystkie szczeguły. Radiant został
odkryty przez ucznia, wspułrzkdne opublikował po raz pierwszy student, a nie
wiadomo dlaczego ochrzczono radiant moim nazwiskiem.
- Tak, z odkryciami zdarzają sik zdumiewające historie. Czy nie mugłby
pan wyjaśnizh naszym słuchaczom, panie doktorze...
- Niech pan posłucha, drogi rodaku. Radiant Pillmana to niezmiernie
prosta rzecz. Proszk sobie wyobrazizh, że wprowadził pan w ruch obrotowy
ogromny globus, a potem zaczął pan do niego strzelazh z rewolweru. Dziurki na
globusie ulożą sik w pewną określoną krzywą. Cała istota tego, co pan nazywa
moim pierwszym poważnym odkryciem, zawiera sik w prostym fakcie - wszystkie
Strefy Lądowania - a jest ich sześzh - rozmieszczone są
na powierzchni naszej planety tak. Jakby ktoś sześciokrotnie strzelił
do Ziemi z pistoletu umieszczonego na linii Ziemia - Deneb. Deneb - to alfa
gwiazdozbioru
Łabkdzia, a punkt na nieboskłonie, z kturego, by tak rzec, strzelano -
nazywamy właśnie radiantem Pillmana.
- Dzikkujk w imieniu słuchaczy, panie doktorze. Drodzy słuchacze!
Nareszcie ktoś nam sensownie wyjaśnił, co to takiego radiant Pillmana! Ale a
propos, panie doktorze, wczoraj upłynkło dokładnie trzynaście lat od dnia
Lądowania. Byzh może, zechce pan w związku z tym powiedziezh kilka słuw swoim
rodakom?
- A co konkretnie ich interesuje? Niech pan pamikta, że nie było mnie
wuwczas w Harmont...
- Tym bardziej chcielibyśmy usłyszezh, co pan pomyślał, kiedy sik
okazało, że passkie rodzinne miasto stało sik obiektem inwazji obcej
supercywilizacji...
- Muwiąc szczerze w pierwszej chwili pomyślałem, że to kaczka... Trudno
było sobie wyobrazizh, że w naszym starym, małym miasteczku wydarzyło sik coś
podobnego. Odyby to była Gobi, Nowa Funlandia - ale Harmont!
- Jednakże w koscu musiał pan uwierzyzh.
- Istotnie, w koscu musiałem.
- No i co było dalej?
- Nagle przyszło mi do głowy, że zaruwno Harmont, jak i pozostałe pikzh
Stref Lądowania... przepraszam, wtedy wiedziano tylko o czterech... że
wszystkie one tworzą określoną krzywą. Obliczyłem wspułrzkdne radiantu i
posłałem je do "Nature".
- I w najmniejszym stopniu nie zaniepokoił pana los rodzinnego miasta?
- Widzi pan, wtedy już wierzyłem w fakt Lądowania, ale jednak w żaden
sposub nie byłem w stanie uwierzyzh panicznym korespondencjom o płonących
dzielnicach, o potworach, kture szczegulnie chktnie pożerały starcuw i
dzieci, o krwawych walkach mikdzy nieśmiertelnymi przybyszami z Kosmosu, a
nader śmiertelnymi, ale nieodmiennie bohaterskimi pancernymi dywizjami Jego
Krulewskiej Mości...
- Miał pan słusznośzh. Pamiktam, że koledzy dziennikarze nieźle wtedy
narozrabiali... Powruzhmy jednak do nauki. Odkrycie radiantu Pillmana było
passkim pierwszym, ale, jak sądzk, nie ostatnim wkładem w naszą wiedzk o
Lądowaniu.
- Pierwszym i ostatnim.
- Ale bez wątpienia śledzi pan uważnie stan mikdzynarodowych badas w
Strefach Lądowania...
- Tak... niekiedy przeglądam "Biuletyn".
- Ma pan na myśli "Biuletyn Mikdzynarodowego Instytutu Cywilizacji
Pozaziemskiej"?
- Tak.
- A wikc co zdaniem pana należy uznazh za najważniejsze odkrycie
ostatnich trzynastu lat?
- Sam fakt Lądowania.
- Przepraszam?
- Sam fakt Lądowania stanowi najważniejsze odkrycie nie tylko na
przestrzeni ostatnich trzynastu lat, ale w całej historii ludzkości. Nie
jest takie ważne, kim oni byli, skąd i po co przybyli, dlaczego tak krutko
gościli u nas i co sik z nimi stalo puźniej. Najważniejsze, że teraz
ludzkośzh z całą pewnością wie, że nie jest samotna we Wszechświecie. Obawiam
sik, że Instytutowi Cywilizacji Pozaziemskich już nigdy wikcej nie uda sik
dokonazh ruwnie fundamentalnego odkrycia.
- To wszystko jest ogromnie interesujące, panie doktorze, ale prawdk
muwiąc miałem na myśli odkrycia w dziedzinie techniki. Odkrycia, kture
mogłaby wykorzystazh nasza ziemska nauka i technika. Przecież wielu wybitnych
uczonych uważa, że materiały znajdujące sik w Strefach Lądowania mogą
zmienizh cały bieg naszej historii.
- No cuż, ja nie należk do zwolennikuw tego punktu widzenia. A jeżeli
chodzi o konkretne znaleziska, to przykro mi, ale nie jestem specjalistą.
- Jednak od dwuch lat jest pan konsultantem Komisji OFIZ, zajmującej
sik całokształtem spraw związanych z Lądowaniem...
- To prawda. Ale ja nie mam nic wspulnego z badaniami cywilizacji
pozaziemskich. W Komisji, wspulnie z innymi kolegami, reprezentujemy
mikdzynarodowe środowisko naukowe, kontrolując wykonanie rezolucji ONZ w
sprawie eksterytorialności Stref Lądowania. Brutalnie muwiąc, pilnujemy,
żeby wszystkim, co znajduje sik w Strefach, dysponował wyłącznie
Mikdzynarodowy Instytut.
- Czyżby na te pozaziemskie cuda jeszcze ktoś miał apetyt?
- Tak.
- Zapewne ma pan na myśli stalkeruw?
- Nawet nie wiem, co to takiego.
- Tak u nas, w Harmont, nazywają zuchwalcuw, kturzy na własne ryzyko
przekradają sik do Strefy i wynoszą stamtąd wszystko, co im wpadnie w rkce.
To nowy, nie znany dotychczas fach.
- Rozumiem. Nie, to nie leży w naszej kompetencji.
- Jasne! Tymi sprawami zajmuje sik policja. Ale ogromnie chcielibyśmy
wiedziezh, co właściwie leży w passkiej kompetencji, panie doktorze?
- Wiadomo, że istnieje stały przemyt przedmiotuw ze Stref Lądowania.
Materiały dostają sik w rkce nieodpowiedzialnych jednostek oraz całych
organizacji. Nas, uczonych i członkuw Komisji, interesują rezultaty tego
przemytu.
- Czy nie mugłby pan wypowiedziezh sik bardziej konkretnie?
- Wie pan, lepiej porozmawiajmy o sztuce. Czy naprawdk passkich
słuchaczy nie interesuje moja opinia o niezruwnanej Qwendy Muller?
- Ależ oczywiście! Ale najpierw może skosczymy z nauką. Czy pan jako
uczony, nie ma czasem ochoty zajązh sik tymi pozaziemskimi cudami?
- Jak by to panu powiedziezh... Prawdopodobnie.
- A wikc niewykluczone, że pewnego pikknego dnia mieszkascy Harmont
zobaczą swego sławnego rodaka na ulicach miasta?
- Niewykluczone.
1. RED SHOEHART.
lat 23, kawaler. Laborant Mikdzynarodowego Instytutu Cywilizacji
Pozaziemskich, Filia w Harmont
Poprzedniego dnia wieczorem stoimy sobie z nim w przechowalni.
Wystarczy zrzucizh Kombinezony i można iśzh w miasto, zajrzezh do "Barge" i
wypizh coś stosownego dla wzmocnienia duszy i ciała. Ja stojk ot, tak sobie,
podpieram ściank, swoje zrobiłem i już trzymam w pogotowiu papierosa, palizh
mi sik chce wściekle - od dwuch godzin nie miałem papierosa w ustach. A on
jakoś nie może rozstazh sik ze swoimi skarbami. Załadował jeden sejf,
zamknął, opieczktował, teraz załadowuje drugi: zdejmuje z transportera
"pustaki", ogląda każdy ze wszystkich stron (a cikżkie są ścierwa jak
wielkie nieszczkście, każdy waży sześzh i puł kilo) i starannie ustawia na
pułkach.
Okropnie długo już wojuje z tymi "pustakami" i moim skromnym zdaniem
bez żadnego pożytku dla ludzkości. Na jego miejscu ja bym już dawno olał
sprawk i za te same pieniądze zająłbym sik czymś innym. Chociaż z drugiej
strony, jeśli sik zastanowizh, taki "pustak" rzeczywiście jest niezmiernie
zagadkowy, i można powiedziezh - szemrany. Ile to ja sik ich nadźwigałem, a
wszystko jedno, za każdym razem jak je zobaczk, od nowa nie mogk sik
nadziwizh. Dwie miedziane okrągłe płytki wielkości spodeczka, grube na pikzh
milimetruw, odległośzh mikdzy płytkami czterysta milimetruw, i oprucz tej
odległości niczego mikdzy płytkami nie ma. Można tam wsadzizh rkkk, można i
głowk, jeżeli kompletnie zgłupiałeś ze zdziwienia - pustka, pustka,
powietrze. Pomimo to coś miedzy nimi oczywiście byzh musi, siła jakaś, tak ja
to rozumiem, ponieważ ani ścisnązh tych płytek, ani rozerwazh nikomu sik
jeszcze nie udało.
No chłopaki, trudno opisazh coś podobnego komuś, kto tego nie widział.
Jakoś to zbyt proste, szczegulnie jeśli sik dobrze przyjrzezh i uwierzyzh
wreszcie własnym oczom. To zupełnie tak samo, jakby komuś opisywazh szklankk,
albo nie daj Boże kieliszek - tylko palcami wodzisz i klniesz w poczuciu
absolutnej bezsilności. Dobra, zakładamy, żeście wszystko zrozumieli, a
jeżeli ktoś nie zrozumiał, niech weźmie "Biuletyn" naszego instytutu - w
każdym numerze znajdzie artykuły o "pustakach" z fotografiami...
Jednym słowem Kirył już prawie od roku wojuje z tymi "pustakami".
Jestem u niego od samego początku i skarz mnie Bug, jeżeli rozumiem, czego
on sik po nich spodziewa, zresztą, jeśli mam byzh szczery, nadmiernie nie
wysilam swego umysłu. Niech najpierw on sam zrozumie, niech sam rozwiąże tk
łamigłuwkk, a wtedy, byzh może, posłucham, co bkdzie miał do powiedzenia. Na
razie natomiast jasne jest dla mnie jedno - Kirył musi za wszelką cenk
chociaż jednego "pustaka" wypatroszyzh, nadgryźzh kwasami, zgnieśzh pod prasą,
stopizh w piecu. I wtedy wszystko stanie sik dla niego jasne, zdobkdzie sławk
i chwałk, a cała światowa nauka zapłacze z zachwytu rzewnymi łzami. Ale
chwilowo, o ile sik orientujk, do tego bardzo jeszcze daleko. Niczego do tej
pory nie osiągnął, uszarpał sik tylko nieprzytomnie, pozieleniał nawet,
zrobił sik milczący, wygląda jak chory pies i chyba oczy mu łzawią. Gdyby to
był ktoś inny, zaprowadziłbym go na wudkk, a potem na dziwki, żeby go
rozruszały, a rano znowu na wudkk i znowu na dziwki, tylko inne, i po
tygodniu czułby sik jak świeżo narodzony - uszy do gury, gkba od ucha do
ucha. Tylko, że nie dla Kiryła takie lekarstwo - nawet proponowazh nie warto.
A wikc stoimy, znaczy sik, w przechowalni, patrzk na Kiryła, widzk, co
sik z nim dzieje, jakie ma zapadnikte oczy, i tak mi sik go żal robi, że nie
macie pojkcia. I właśnie wtedy zdecydowałem. To znaczy nie tyle nawet
zdecydowałem, tylko jakby mnie ktoś pociągnął za jkzyk.
- Słuchaj - muwik - Kirył...
A Kirył właśnie stoi i trzyma w rkku ostatniego "pustaka" i wpatruje
sik w niego jakby chciał wleźzh do środka.
- Słuchaj - muwik - Kiryłl A gdybyś miał pełnego "pustaka", to co?
- Pełny "pustak"? - powtarza i marszczy brwi, jakbym z nim nagle zaczął
rozmawiazh po chissku.
- No tak - muwik. - Ta twoja hydromagnetyczna pułapka, jak jej tam...
obiekt 77-b. Tylko z jakimś niebieskawym paskudztwem w środku.
Widzk, że zaczyna do niego docierazh. Podniusł na mnie oczy, przymrużył
powieki i widzk, że gdzieś tam, za psimi łzami pojawia sik jakiś przebłysk
rozumu, jak on sam uwielbia sik wyrażazh.
- Poczekaj - muwi. - Jak to pełny? Taki sam jak ten, tylko pełny?
- Aha.
- Gdzie?
Nareszcie. Dotarło. Nadstawił uszu. gkba od ucha do ucha.
- Chodź - muwik - zapalimy.
Kirył żywo wepchnął "pustaka" do sejfu, zatrzasnął drzwiczki,
przekrkcił klucz trzy i puł raza i poszliśmy z powrotem do laboratorium. Za
zwyczajnego "pustaka" Ernest daje czterysta na rkkk, a za pełnego - ja bym z
niego, sukinsyna, siedem skur zdarł, ale możecie mi wierzyzh albo nie, wtedy
nawet o tym nie pomyślałem, bo muj Kirył, jakby mu kto w kieszes napluł
biegnie po dwa schodki na gurk, nawet zapalizh człowiekowi nie da. Jednym
słowem, wszystko mu opowiedziałem - Jak wygląda, gdzie leży i jak sik do
niego najłatwiej dostazh. Kirył od razu wyciągnął plan, znalazł ten garaż,
zaznaczył go palcem, spojrzał na mnie i, rzecz jasna, od razu wszystko
zrozumiał, zresztą niewiele tu było do rozumienia!
- Ach, ty! - muwi i uśmiecha sik. - Ho cuż, trzeba iśzh, najlepiej od
razu jutro rano. O dziewiątej zamuwik przepustki i "kalosz", a o dziesiątej
zmuwimy paciorek i pujdziemy. Co ty na to?
- Można - odpowiadam. - A kto na trzeciego?
- A po co trzeci?
- E, nie - muwik - to nie piknik z dziewczynami. A jeśli coś ci sik
stanie? To jest Strefa - muwik
- porządek musi byzh.
Kirył lekko sik uśmiechnął, wzruszył ramionami.
- Jak sobie chcesz! Ty sik lepiej na tym znasz. Pewnie że lepiej!
Kirył, rzecz jasna, przejawiał troskk o człowieka, to znaczy pomyślał o mnie
- obejdziemy sik bez trzeciego, pojedziemy we dwujkk, cisza, spokuj, i ja
bkdk czysty jak kryształ. Tylko że dobrze wiem - ludzie z instytutu we
dwujkk do Strefy nie chodzą. U nich jest taki obyczaj: dwaj robią, co do
nich należy, trzeci zaś sik przygląda, a kiedy go potem zapytają - opowie.
- Gdyby to ode mnie zależało, wziąłbym Austina - muwi Kirył. - Ale ty
sik pewnie nie zgodzisz. A może jednak?
- Nie - muwik. - Tylko nie Austina. Austina weźmiesz innym razem.
Austin to niezły chłopak, strach i odwaga są w nim wymieszane w
odpowiednich proporcjach, ale moim zdaniem jest już trefny. Kiryłowi tego
nie wytłumaczysz, ale ja takie rzeczy widzk - wyobraził sobie, że Strefk zna
i że już wszystko jest w niej dla niego jasne
- a to znaczy, że niedługo bkdziemy mieli znajomy pogrzeb. No i na
zdrowie. Tylko że ja nie reflektujk. - No dobrze - muwi Kirył - A Tender?
Tender to jego drugi laborant. Niczego sobie chłop.
Spokojny.
- Trochk za stary - muwik. - A poza tym ma dzieci...
- To nic. On już chodził do Strefy.
- Dobrze - muwik. - niech bkdzie Tender... Jednym słowem zostawiłem
Kiryła siedzącego nad planem, a sam poszedłem prościutko do "Barge", bo żrezh
mi sik chciało nieprzytomnie, a i w gardle mi zaschło.
Dobra. Przychodzk nastkpnego dnia jak zwykle o dziewiątej, pokazujk
przepustkk, a na portierni dyżuruje ten sam tyczkowaty sierżant, kturego w
zeszłym roku nieźle obsłużyłem, kiedy po pijaku zaczął sik dowalazh do Guty.
- Cześzh - muwi do mnie. - Ciebie - muwi - Rudy, szukają po całym
instytucie... W tym momencie przerywam mu grzecznie.
- Dla ciebie nie jestem żaden Rudy - muwik. - I nie staraj sik mi
podlizazh, szwedzka kłonico.
- Na miłośzh boską. Rudy! - muwi sierżant zdumiony. - Przecież wszyscy
tak cik nazywają.
Przed Strefą zawsze jestem roztrzksiony i jeszcze trzeźwy na dodatek -
złapałem go za pas i ze wszystkimi szczegułami opowiedziałem mu, kim jest i
dlaczego matka go zrodziła. On splunął, zwrucił mi przepustkk i już bez tych
wszystkich czułości muwi:
- Obywatel Red Shoehart ma niezwłocznie stawizh sik u kapitana Herzoga.
Pełnomocnika do Spraw Bezpieczesstwa.
- O właśnie - muwik - to co innego. Ucz sik, sierżancie, a zostaniesz
lejtnantem.
A sam myślk: co to znowu? Czego też może chciezh ode mnie kapitan Herzog
w godzinach pracy? Dobra, idk sik stawizh. Kapitan ma gabinet na trzecim
piktrze, luksusowy gabinet, i kraty w oknach jak na policji. Sam Willy
siedzi za swoim biurkiem, pyka fajkk i uprawia biurokracjk za pomocą maszyny
do pisania, a w kącie grzebie w stalowym sejfie jakiś sierżancina, nowy
chyba, nie znam go. W naszym instytucie tych sierżantuw jest wikcej niż w
przeciktnej dywizji i wszyscy tacy dorodni, krew z mlekiem - do Strefy nie
muszą chodzizh, a na wszelkie zmartwienia naszego świata plują z trzeciego
piktra.
- Dzies dobry - muwik. - Pan mnie wzywał? Willy patrzy na mnie jak na
ropuchk, odsuwa
maszynk, kładzie przed sobą grubą tekturową teczkk i zaczyna przeglądazh
papiery.
- Red Shoehart? - pyta.
- We własnej osobie - odpowiadam, a śmiazh mi sik chce, że ledwie mogk
wytrzymazh. Taki nerwowy chichot mną trzksie.
- Od jak dawna pracujecie w instytucie?
- Dwa lata, trzeci rok właściwie.
- Stan cywilny?
- Samotny - odpowiadam. - Sierota. Na to kapitan odwraca sik do swojego
sierżanta i rozkazuje mu surowym głosem:
- Sierżancie Lummer, proszk iśzh do archiwum i przynieśzh akta sprawy
numer sto pikzhdziesiąt.
Sierżant zasalutował i zniknął, a Willy zamknął teczkk i tak poskpnie
pyta:
- Znowu to samo?
- Co znowu?
- Sam dobrze wiesz. Mowk materiały przyszły w twojej sprawie. Tak,
myślk.
- A skąd te materiały?
Willy zaskpił sik i ze złością zaczął tłuc swoją fajką o popielniczkk.
- To nie twoja rzecz - muwi. - Ostrzegam cik, bo znamy sik nie od
dzisiaj - rzuzh to wszystko i to raz na zawsze. Jak cik drugi raz złapią,
sześcioma miesiącami sik nie wymigasz. A z Instytutu wylecisz natychmiast i
to na wieki wiekuw, rozumiesz?
- Rozumiem - muwik - to akurat rozumiem dobrze, nie rozumiem tylko, co
za ścierwo na mnie doniosło...
Ale kapitan znowu patrzy na mnie ołowianym spojrzeniem, pogwizduje
pustą fajką i grzebie w swoich papierach. To znaczy, że wrucił sierżant
Lummer z aktami sprawy numer sto pikzhdziesiąt.
- Dzikkujk, Shoehart - muwi kapitan Willy Herzog o przezwisku Tucznik.
- To wszystko, co chciałem usłyszezh.
No a ja poszedłem do szatni, przebrałem sik w kombinezon, zapaliłem,
przez cały czas myślk - skąd ten swąd? Jeżeli z instytutu, to przecież lipa,
nikt tu o mnie nic nie wie i wiedziezh nie może. A jeżeli przyszedł papier z
policji... to o czym oni mogą tam wiedziezh, prucz moich starych spraw? A
może Ścierwnik wpadł? To bydlk, żeby samemu sik wykrkcizh, rodzoną matkk
sprzeda. Ale przecież i Ścierwnik nic o mnie teraz nie wie. Myślałem,
myślałem, nic mądrego nie wymyśliłem i postanowiłem nie zawracazh sobie
głowy! Ostatni raz byłem w Strefie nocą trzy miesiące temu, prawie cały
towar już opyliłem i prawie wszystkie pieniądze wydałem, teraz mogą mnie
łapazh do sądnego dnia. Ale kiedy już szedłem po schodach na gurk, nagle
spłynkło na mnie olśnienie, i to takie, że wruciłem do szatni, usiadłem i
znowu zapaliłem. Wychodziło na to, że do Strefy dzisiaj iśzh nie mogk, i to
pod żadnym pozorem. Ani jutro nie mogk, ani pojutrze. Wychodziło na to, że
gliny znowu mnie mają na oku, że nie zapomnieli o mnie, a jeżeli nawet
zapomnieli, to ktoś im właśnie przypomniał. Obecnie to już zresztą nieważne,
kto mianowicie. Każdy stalker, jeżeli tylko nie upadł na głowk, wie, że go
śledzą. Teraz muszk siedziezh cicho w najciemniejszym kącie, jaki uda mi sik
znaleźzh. Jaka znowu Strefa? Ja tam nawet z przepustką od ilu już miesikcy
nie byłem! Czego sik czepiacie uczciwego laboranta?
Obmyśliłem to wszystko i nawet jakby pewną ulgk uczułem, że nie muszk
dzisiaj iśzh do Strefy. Tylko
jakby o tym możliwie delikatnie zawiadomizh Kiryła? Powiedziałem mu
wprost:
- Do Strefy nie idk. Jakie bkdą dalsze polecenia?
Na te słowa Kirył oczywiście wybałuszył na mnie oczy. Potem widocznie
dotarło do niego, bo wziął mnie za łokiezh, zaprowadził do swojego
gabineciku, posadził przy swoim biurku, a sam usiadł obok na parapecie.
Zapaliliśmy. Milczymy, nastkpnie Kirył pyta mnie ostrożnie:
- Czy coś sik stało. Red? No i co ja mam powiedziezh.
- Nie - muwik - nic sik nie stało. A wiesz, przerżnąłem wczoraj w
pokera dwadzieścia zielonych - ten Nunnun gra jak stary...
- Poczekaj - muwi Kirył. - Ty co, rozmyśliłeś sik?
Aż stkknąłem z wysiłku.
- Nie mogk - muwik do niego, a sam aż zkby zaciskam. - Nie mogk,
rozumiesz? Przed chwilą wezwał mnie do siebie Herzog.
Kirył oklapł. Znowu wyglądał jak pułtora nieszczkścia, i znowu miał
oczy chorego pudla. Westchnął tak jakoś spazmatycznie, zapalił nowego
papierosa od starego niedopałka i muwi cicho:
- Możesz mi wierzyzh. Red, że ja nikomu słowa nie powiedziałem.
- Daj spokuj - muwik. - To nie o ciebie chodzi.
- Ja nawet Tenderowi jeszcze nie powiedziałem. Wypisałem mu przepustkk
i nawet nie zapytałem go, czy pujdzie z nami, czy nie...
Ja milczk, siedzk i palk. I śmiazh mi sik chce i płakazh, nic biedak nie
rozumie.
- A czego chciał od ciebie Herzog?
- Nic specjalnego - muwik. - Ktoś na mnie doniusł i to wszystko.
Popatrzył na mnie jakoś dziwnie, zeskoczył z parapetu i zaczął chodzizh
po swoim gabineciku tam i z powrotem. Kirył biega po gabinecie, a ja siedzk,
dmucham dymem i milczk, głupio mi, że tak idiotycznie to wszystko wyszło
- ślicznie go wyleczyłem z melancholii, szkoda gadazh. A czyja to wina?
Wyłącznie moja. Pokazałem dziecku czekoladkk, a czekoladka jest schowana w
zaczarowanej skrzyni, a skrzyni pilnuje zły czarodziej... W tym momencie
Kirył przestaje biegazh, staje obok mnie, patrzy gdzieś w bok, widazh, że mu
głupio, i pyta:
- Słuchaj, Red, a ile może kosztowazh taki pełny "pustak"?
Z początku nie zrozumiałem, z początku pomyślałem, że on liczy na
kupienie gdzieś takiego "pustaka", tylko że gdzie tam coś podobnego kupisz,
byzh może jeden jedyny na całym świecie stoi w tamtym garażu, zresztą tak czy
tak, pienikdzy by mu nie starczyło, skąd u niego pieniądze - zagraniczny
specjalista i to jeszcze z Rosji. A potem raptem jakby we mnie piorun
strzelił - to znaczy że on, dras, myśli, że ja dla forsy?! Ach ty, myślk,
sukinsynu, za kogo ty mnie bierzesz?! Już nawet usta otworzyłem, żeby mu to
wszystko powiedziezh. I zająknąłem sik. Bo co innego, muwiąc otwarcie, miał o
mnie myślezh? Stalker to stalker, nie ma co robizh błkkitnych oczu, pokażcie
mu tylko forsk, za forsk stalker własnym życiem zahandluje. Tak to właśnie
teraz wygląda, że wczoraj zarzuciłem przynktk, a dzisiaj zabieram mu ją
sprzed nosa, cenk podbijam. Aż mi jkzyk stanął kołkiem od tych myśli, a
Kirył patrzy na mnie badawczo, oczu ze mnie nie spuszcza i widzk w tych
oczach nawet nie pogardk, a jakby nawet jakieś zrozumienie. I wtedy
spokojnie mu wszystko wytłumaczyłem.
- Do garażu - muwik - jeszcze nikt z przepustką nie chodził. Droga do
niego nie jest jeszcze oznakowana, wiesz o tym. Teraz pomyśl, wracamy
stamtąd i twuj Tender zaczyna wszystkim opowiadazh, jak to zasunkliśmy prosto
do garażu, zabraliśmy co trzeba i z powrotem do domu. Jakbyśmy skoczyli do
sklepu naprzeciwko. I dla każdego bkdzie jasne -
muwik - że z gury wiedzieliśmy, dokąd i po co idziemy. A to znaczy, że
ktoś nam dał cynk. A już kto z nas trzech - komentarze chyba zbyteczne.
Rozumiesz, czym to dla mnie pachnie?
Skosczyłem swoje przemuwienie, spojrzeliśmy sobie głkboko w oczy i
milczymy. Potem nagle Kirył klasnął w rkce, zatarł dłonie i niby raźno
oznajmia:
- No cuż, jak nie to nie. Rozumiem cik. Red, i nie potkpiam. Pujdk sam.
A nuż wszystko dobrze sik skosczy... nie pierwszy raz.
Rozłożył plan na parapecie oparł sik o niego łokciami, przygarbił, i
cała jego dziarskośzh z miejsca wyparowała. Słyszk, jak mruczy do siebie:
- Sto dwadzieścia metruw... nawet sto dwadzieścia dwa... i jeszcze w
samym garażu... Nie, nie wezmk Tendera. Jak myślisz. Red może nie warto brazh
Tendera? Jak by nie było, ma dwoje dzieci...
- Samego cik nie puszczą - muwik.
- Wypuszczą - mruczy - znam wszystkich sierżantuw... i lejtnantuw też
znam... nie podobają mi sik te cikżaruwki! Trzynaście lat pod gołym niebem i
ciągle jak nowe... Dwadzieścia krokuw dalej cysterna - zardzewiała, dziurawa
jak sito, a one jakby prosto z fabryki... Och, ta Strefa!
Uniusł głowk znad planu i zapatrzył sik w okno. I ja też spojrzałem w
okno. Szyby w naszych oknach są grube, solidne, a za szybą Strefa - matula,
oto ona, dwa kroki stąd, z dwunastego piktra widazh ją jak na dłoni...
Tak popatrzezh na nią - niby ziemia jak ziemia. Słosce ją ogrzewa tak,
jak ogrzewa całą resztk ziemi i niby nic sik nie zmieniło, niby wszystko
wygląda tak samo, jak trzynaście lat temu. Gdyby nieboszczyk tatuś
popatrzył, toby nic specjalnego nie zauważył, może tylko by zapytał,
dlaczego fabryka nie dymi. strajkują czy co? Stożkowate hałdy żułtej ziemi,
nagrzewnice blikują na słoscu, szyny, szyny, szyny, na szynach lokomotywa,
za nią wagoniki, platformy...
Przemysłowy krajobraz, jednym słowem. Tylko ludzi nie ma. Ani żywych,
ani martwych. A oto i garaż widazh
- długa szara gąsienica, brama na oścież, na parkingu stoją cikżaruwki.
Trzynaście lat stoją i nic sik z nimi nie dzieje. To Kirył bystrze zauważył
- głuwka pracuje. Nie daj Boże mikdzy dwa samochody sik pchazh, samochody
trzeba z daleka obchodzizh... tam jest jedna taka szczelinka w asfalcie,
jeśli oczywiście od tamtego czasu cierniem nie zarosła... Sto dwadzieścia
metruw - odkąd on liczy? A, chyba od ostatniego znaku. Słusznie, stamtąd
wikcej nie bkdzie. Brawo okularnicy, nie na darmo chleb jedzą... Patrzcie,
oznakowali drogk do samego wysypiska, i to jak chytrze! O, tu jest
rozpadlina, w kturej Zgnilec znalazł wieczny spoczynek, wszystkiego dwa
metry od ich drogi... A przecież ostrzegał wtedy Kosmaty Zgnilca
- trzymaj sik, idioto, z daleka od dołuw, bo nie bkdzie czego do trumny
włożyzh... I miał świktą racjk, nawet żadna trumna nie była potrzebna...
Kiedy idziesz do Strefy, to sobie zakonotuj: z towarem wruciłeś - cud boski,
z życiem uszedłeś - daj na mszk, kula patrolu - fart, a cała reszta - jak
los zdarzy.
Spojrzałem na Kiryła i widzk, że mnie spod oka obserwuje. I twarz ma
taką, że w tym momencie wszystkie moje mocne postanowienia diabli wzikli. A
niech ich wszystkich, myślk, szlag trafi, co właściwie mogą mi zrobizh? Kirył
już w ogule mugł nic nie muwizh, ale powiedział.
- Shoehart - muwi. - Z oficjalnych, podkreślam, z oficjalnych źrudeł
otrzymałem informacjk, że zbadanie garażu może przynieśzh nauce ogromną
korzyśzh. W związku z tym powstał projekt wyprawy do garażu. Premik
gwarantujk. - I uśmiecha sik, jakby wygrał sto tysikcy.
- A z jakich to oficjalnych źrudeł pochodzi ta informacja? - pytam i
też uśmiecham sik jak idiota.
- Z poufnych źrudeł - odpowiada. - Ale panu mogk powiedziezh... -
przestał sik uśmiechazh i zaskpił sik. - Powiedzmy od doktora Douglasa.
- Aha - muwik - od doktora Douglasa... A od kturego to Douglasa?
- Od Sama Douglasa - odpowiada sucho. - Od tego, ktury zginął w
ubiegłym roku.
Aż mnie dreszcz przeszedł. A żeby cik! Kto przed wyjściem muwi o takich
rzeczach? Możesz tym okularnikom kołki na głowie ciosazh - nic do nich nie
dociera... Złamałem niedopałek w popielniczce i muwik:
- Dobra. Gdzie twuj Tender? Długo jeszcze bkdziemy na niego czekazh?
Jednym słowem na ten temat wikcej nie rozmawialiśmy. Kirył zadzwonił na
bazk transportową, zamuwił "latający kalosz", a ja wziąłem plan, żeby
zobaczyzh, co oni tam narysowali. Zupelnie nieźle narysowali, w normie. Na
podstawie fotografii z lotu ptaka, w dużym powikkszeniu. Widazh nawet bieżnik
na oponie, ktura leży pod bramą garażu. Ech, ile by każdy stalker dał za
taki plan... a zresztą, na jaką cholerk zda sik plan po nocy, kiedy
pokazujesz gwiazdom zadek i własnych rąk nie możesz zobaczyzh.
A tymczasem objawił sik i Tender. Czerwony, zadyszany. Curka mu
zachorowała, musiał leciezh po lekarza, no a my uraczyliśmy go radosną
wiadomością - idziemy do Strefy. Z początku nawet o sapaniu zapomniał,
biedactwo. "Jak to do Strefy? - muwi - Dlaczego właśnie ja?" Jednakże kiedy
usłyszał o podwujnej premii i o tym, że Red Shoehart ruwnież idzie,
oprzytomniał i znowu zaczął sapazh.
Jednym słowem zeszliśmy we trujkk do "buduaru". Kirrył poleciał po
przepustki, pokazaliśmy je jeszcze jednemu sierżantowi, a ten sierżant wydał
nam skafandry. Trzeba przyznazh, że to wyjątkowo pożyteczny wynalazek. Gdyby
go tak jeszcze przefarbowazh z czerwonego na jakiś inny bardziej odpowiedni
kolor.
Każdy stalker wyłoży za taki skafander pikzhset zielonych bez zmrużenia
oka. Już dawno przysiągłem sobie, że stank na uszach i gwizdnk chociażby
jeden. Ma pierwszy rzut oka niby nic specjalnego, skafander jak dla nurka i
hełm jak dla nurka, z przodu przezroczysty. Może nawet nie jak u nurka, a
raczej jak u lotnika w samolotach naddżwikkowych albo jak u kosmonauty.
Lekki, wygodny, nigdzie nie ciśnie i nie pocisz sik w nim z gorąca. W takim
skafandrze można iśzh chozhby w ogies i też żaden gaz do środka nie
przeniknie, nawet kula. jak muwią, go nie przebije. Oczywiście i ogies, i
jakiś tam iperyt, i kula karabinowa - to wszystko jest nasze, ziemskie,
ludzkie. W Strefie niczego takiego nie ma, w Strefie nie tego trzeba sik
bazh. Zresztą, co tu gadazh, i w tych skafandrach ludzie też giną jak muchy.
Inna sprawa, że bez skafandruw może byłoby jeszcze gorzej. Od "ognistego
puchu" na przykład skafandry zabezpieczają na sto procent, i od plunikzh
"diabelskiej kapusty"... no,
dobra.
Wleźliśmy w skafandry, przesypałem mutry z woreczka do bocznej kieszeni
i przemaszerowaliśmy przez cały teren instytutu do wyjścia w Strefk. Taki
jest u nich obyczaj! niech widzą - oto żołnierze nauki idą składazh swoje
życie na ołtarzu wiedzy, ludzkości i Ducha Świktego, amen. I rzeczywiście we
wszystkich oknach aż do czternastego piktra stoją, wspułczują, tylko jeszcze
brakuje powiewających chusteczek i orkiestry.
- Ruwnaj krok - muwik do Tendera. - Kałdun wciągnij, nieszczksny
łamago! Wdzikczna ludzkośzh nie zapomni o tobie!
Spojrzał na mnie i widzk, że mu nie w głowie żarty. I słusznie - jakie
tam żarty! Ale kiedy idziesz do Strefy, to już jedno z dwojga: albo płakazh,
albo sik śmiazh, a ja jeszcze nigdy w życiu nie płakałem. Spojrzałem na
Kiryła. nie powiem, trzyma sik nieźle, tylko wargami porusza, jakby sik
modlił.
- Modlisz sik? - pytam. - Mudl sik - muwik - mudl! Im dalej w Strefk,
tym bliżej do nieba...
- Co? - pyta, bo nie dosłyszał.
- Mudl sie! - krzyczk. - Stalkeruw wpuszczają do nieba bez kolejki!
Wtedy Kirył sik uśmiechnął i poklepał mnie po plecach, niby - nie buj
sik nic, ze mną nie zginiesz, a w ogule raz kozie śmierzh. Zabawny facet, jak
Boga kocham.
Oddaliśmy przepustki ostatniemu sierżantowi. Tym razem w drodze wyjątku
okazał sik lejtnantem, znam go zresztą, jego ojciec handluje w Rexopolu
nagrobkami. "Latający kalosz" już na nas czeka, chłopcy z bazy podstawili go
pod samą wartownik. Wszystko już jest na miejscu - i "pogotowie ratunkowe",
i straż pożarna, i nasza waleczna gwardia, nieustraszeni ratownicy, kupa
spasionych darmozjaduw ze swym helikopterem. Patrzezh na nich nie mogk!
Wleźliśmy do "kalosza", Kirył usiadł przy sterach i muwi do mnie:
- No, Red, obejmuj dowodzenie.
Bez zbkdnego pośpiechu rozpiąłem zamek błyskawiczny na piersi, wyjąłem
zza pazuchy manierkk, golnąłem jak należy, zakrkciłem zakrktkk i schowałem
manierkk z powrotem. Bez tego nie potrafik. Ktury to już raz idk do Strefy,
a bez tego nie mogk. Tamci dwaj patrzą na mnie, czekają.
- A wikc tak - muwik. - Wam nie proponujk, dlatego że idziemy razem
pierwszy raz i nie wiem, jak na was działa alkohol. Regulamin bkdzie taki:
wszystko, co powiem, wykonywazh natychmiast i bez gadania. Jeżeli ktoś zagapi
sik albo zacznie jakieś tam pytania zadawazh - bkdk prał czym popadnie, za co
z gury przepraszam, na przykład tobie, panie Tender, powiem: stas na rkkach
i idź naprzud. I w tejże chwili pan Tender musi zadrzezh swoją cikżką dupk do
gury i robizh, co mu kazano. A nie posłuchasz, to, byzh może, swojej chorej
cureczki nigdy wikcej w życiu nie zobaczysz. Rozumiesz? Ale już ja sik
zatroszczk, żebyś ją zobaczył.
- Ty, Red, tylko nie zapomnij powiedziezh - chrypi Tender, a już jest
cały czerwony, widzk, jak sik poci i wargi mu kłapią. - Ja nie tylko na
rkkach, na zkbach pujdk, gdzie każesz, nie jestem nowicjuszem, wiesz o tym.
- Dla mnie obaj jesteście nowicjusze - muwik - a powiedziezh nie
zapomnk, spokojna głowa. Aha, umiesz prowadzizh "kalosz"?
- Umie - odpowiada Kirył - dobrze prowadzi.
- Jak dobrze, to dobrze - muwik. - W takim razie - z Bogiem! Opuścizh
przyłbice! Mała naprzud, ściśle według znakuw, wysokośzh trzy metry. Przy
dwudziestym siudmym słupku - przystanek.
"Kalosz" wystartował i Kirył na wysokości trzech metruw dał "mała
naprzud", a ja nieznacznie odwruciłem głowk i leciutko dmuchnąłem przez lewe
ramik. Widzk - gwardziści - ratownicy wsiedli do swojego helikoptera,
strażacy z szacunkiem stankli na bacznośzh, lejtnant w drzwiach wartowni
salutuje nam, idiota nieszczksny - a nad nimi wszystkimi wisi wielki plakat,
już dobrze wypłowiały: "Serdecznie witamy, szanowni Przybysze"! Tender już
zebrał sik w sobie, żeby im wszystkim pomachazh rkką na pożegnanie, ale ja mu
tak przysunąłem pikścią w bok, że od razu zapomniał o swoich
arystokratycznych manierach. Ja Ci pokażk, durniu, pożegnas mu sik
zachciało!
Popłynkliśmy.
Po lewej mieliśmy instytut, po prawej Kwartał Zadżumionych i
posuwaliśmy sik od znaku do znaku, samym środkiem ulicy. Och, dawno Już nikt
po tej ulicy nie jeździł ani nie chodził! Asfalt popkkał, pkknikcia zarosty
trawą, ale to jeszcze była nasza, zwykła trawa, ludzka i normalna. A tam, na
chodniku, po lewej rkce, rosły już czarne ciernie, i po tych cierniach było
widazh, jak precyzyjnie Strefa sama siebie wyznacza - czarne zarośla przy
samej jezdni, jakby kto nożem uciął nie, jednak ci przybysze to byli
przyzwoici faceci, narozrabiali paskudnie, to prawda, ale sami wyznaczyli
sobie granick. Przecież nawet "ognisty puch" na naszą stronk ze Strefy nie
leci, chociaż, zdawałoby sik, wiatr go nosi we wszystkie strony...
Domy w Kwartale Zadżumionych są oblazłe, martwe, ale szyby w oknach
prawie wszkdzie ocalały, tylko zarosły brudem i dlatego wyglądają jak
oślepłe. Ale nocą, kiedy czołgasz sik tamtkdy, widazh dobrze światełka w
mieszkaniach, jakby ktoś palił suchy spirytus. Takie niebieskawe jkzyki
płomyczkuw. To "czarci pudding" zieje z piwnic. Ale jeżeli patrzezh ot tak -
bloki jak bloki, wymagają, rzecz jasna, remontu, ale nic nadzwyczajnego,
tylko ludzi nie widazh. W tym domu z czerwonej cegły mieszkał, nawiasem
muwiąc, nasz nauczyciel rachunkuw o dźwikcznym przezwisku Przecinek. Był
koszmarnym nudziarzem i w życiu mu sik nie powiodło, druga żona odeszła od
niego przed samym Lądowaniem, a curka miała bielmo na jednym oku, pamiktam,
że dokuczaliśmy jej bez miłosierdzia. Kiedy sik zaczkła panika. Przecinek ze
wszystkimi z tego kwartału w samych gaciach biegł aż do mostu - dziesikzh
kilometruw bez zatrzymywania. Potem długo chorował, skura mu zlazła i
paznokcie. Wszyscy, kturzy mieszkali w Kwartale, no powiedzmy, prawie
wszyscy, identycznie chorowali i dlatego teraz tak sik właśnie nazywa -
Kwartał Zadżumionych. niekturzy umarli, ale przeważnie starsi, i to też nie
wszyscy. Ja na przykład myślk, że oni umarli przede wszystkim ze strachu, a
nie z powodu choroby. To było straszne. Kto mieszkał w tym kwartale, ten
chorował. A w tamtych trzech - ludzie ślepli. Teraz te kwartały tak właśnie
sik nazywają - Pierwszy Ociemniały, Drugi Ociemniały... Ślepli zresztą nie
do kosca, a tylko tak trochk, coś w rodzaju kurzej ślepoty. Co ciekawe,
opowiadają, że nie oślepli od jakiegoś błysku czy wybuchu, chociaż muwią, że
wybuchy też były, ale od strasznego łoskotu. Zagrzmiało, muwią, z taką siłą,
że od razu nas oślepiło. Lekarze tłumaczą im, jak komu dobremu - to
niemożliwe, przypomnicie sobie dobrze! Nie, uparli sik, to był wyjątkowo
silny grzmot i od niego wlaśnie oślepliśmy. A żeby było śmieszniej, nikt
prucz nich żadnego grzmotu nie słyszał.
Tak. wygląda tu, jakby nic sik nie stało. O, tam stoi szklany kiosk,
caluteski. Dziecinny wuzek w bramie, nawet pościel zdaje sik, jest jeszcze
czysta... Tylko te anteny zarosły jakimiś wiechciami na podobiesstwo
morskiej trawy. Okularnicy na tk trawk dawno zkby sobie ostrzą. Ciekawośzh,
rozumiecie, co to za trawa - nigdzie indziej czegoś podobnego nie ma, tylko
w Kwartale Zadżumionych i tylko na antenach. A co najważniejsze - tuż obok
instytutu, pod samymi oknami. W zeszłym roku wpadli na świetny pomysł, z
helikoptera opuścili kotwiczkk na stalowej linie, zaczepili jeden wiechezh.
Tylko pociągnkli, nagle psz-sz-sz! Patrzymy - antena dymi, kotwiczka dymi i
lina też dymi, i to zdrowo. I dymi sik to wszystko nie normalnie, tylko z
takim jakimś jadowitym sykiem - wypisz, wymaluj grzechotnik. No a pilot,
chociaż lejtnant, szybko pokapował, co i jak, rzucił link, a sam dał dkba...
O, tam właśnie wisi ta lina, prawie do samej ziemi zwisa i cała trawą
zarosła... I tak powolutku, powolutku dopłynkliśmy do kosca ulicy, do
zakrktu. Kirył spojrzał na mnie - skrkcazh? Machnąłem mu rkką
- na pierwszym biegu! Nasz "kalosz" skrkcił i wolniutko popłynął nad
ostatnimi metrami ludzkiej ziemi. Trotuar zbliża sik, zbliża i już cies
naszego "kalosza" padł na czarne ciemik... Koniec. To już Strefa! I od razu
mruz po skurze... Za każdym razem tak mnie trzksie i do tej pory nie wiem,
czy to Strefa mnie tak wita, czy nerwy stalkera wysiadają. Za każdym razem
obiecujk sobie, że jak wruck, to zapytam, czy z innymi dzieje sik podobnie,
i za każdym razem zapominam.
No dobra, pełzniemy sobie wolniutko nad byłymi ogrudkami, silnik pod
stopami huczy ruwno, spokojnie - no, myślk, on ma najmniej powoduw do
niepokoju. I w tej właśnie chwili muj Tender nie wytrzymał. Nie zdążyliśmy
nawet dotrzezh do pierwszego słupka, jak nagle zaczął gadazh. Ho tak, jak
zwykle żułtodzioby gadają w Strefie - ząb na ząb facetowi nie trafia, serce
zamiera, człowiek nie wie, co sik z nim dzieje, wstydzi sik okropnie i nie
może sik opanowazh. Moim zdaniem to coś w rodzaju kataru: chozh sik powieś, z
nosa leje sik i leje. Czego to oni nie wygadują! To jeden z drugim zacznie
sik zachwycazh krajobrazem, to zacznie wykładazh swoje teorie na temat
przybyszuw albo w ogule truje coś bez sensu i już nie jest w stanie sik
zatrzymazh, tak jak teraz Tender o swoim nowym garniturze. Ile za niego
zaplacił i jaka cienka wełna, i jak mu krawiec guziki zmieniał...
- Zamknij sik - muwik.
Tender popatrzył na mnie baranim wzrokiem, bezgłośnie poruszył wargami,
i znowu: ile jedwabiu poszło na podszewkk. A ogrudki już sik kosczą, pod
nami gliniaste pole, gdzie dawniej było wysypisko śmieci, i czujk, jakby
jakiś wiaterek powiał. Przed chwilą żadnego wiatru nie było, a teraz nagle
powiało, kurz sik unosi i zdaje mi sik, że coś słyszk.
- Milcz, ścierwo - muwik do Tendera. nie, w żaden sposub nie może
przestazh. Teraz znowu o włosiance zaczyna, no jeżeli tak, to przepraszam.
- Stuj - muwik do Kiryła.
Kirył natychmiast hamuje. Zuch, ma szybki refleks. Biork Tendera za
ramik, obracam go do siebie i z całej siły w przyłbick. Rąbnął, biedak nosem
w szybk, oczy zamknął i zamilkł. I jak tylko zamilkł, usłyszałem: tr-r-r...
tr-r-r... tr-r-r... Kirył popatrzył na mnie, zacisnął szczkki, wyszczerzył
zkby. Pokazujk mu rkką, stuj, stuj, na miłośzh boską, nie ruszaj sik. Ale
przecież on też słyszy to trzeszczenie i jak każdego nowicjusza natychmiast
korci go, żeby coś robizh, żeby działazh. "Tylny bieg?" - szepce. Rozpaczliwie
krkck głową, potrząsam pikścią przed samym jego hełmem - uspokuj sik, do
cholery. Ech, mamo kochana, z tymi nowymi nie wiadomo co począzh, czy na pole
uważazh, czy na nich. I w tym momencie zapomniałem o wszystkim. Nad kupą
wiekowych śmieci, nad potłuczonym szkłem, nad strzkpami starych szmat
zafalowało takie jakieś drżenie, migotanie takie, no prawie tak, jak drga
gorące powietrze latem nad pokrytym blachą dachem, przepełzło przez
wzniesienie i szło, szło, prosto na nas, tuż obok słupka, nad drogą
zatrzymało sik, postało z puł sekundy - czy może mi sik tak tylko wydało - i
pociągnkło w pole, za krzaki, za zgniłe parkany, tam, na cmentarz starych
samochoduw.
Niech ich diabli wezmą, okularnikuw! Musieli długo myślezh, żeby
wyznaczyzh drogk wprost nad wykopem! A ja też jestem dobry. Gdzie miałem
oczy,